Odwaga za cenę internowania

28 października 2016 r. w Archiwum Państwowym w Kaliszu odbyło się trzecie spotkanie w ramach cyklu pt. "Gdy odwaga kosztowała". Tym razem bohaterami wspominającymi terror władz komunistycznych byli działacze kaliskiej podziemnej "Solidarności" internowani w stanie wojennym: Zdzisław Małecki i Henryk Piwowarczyk. Ich relacjom przysłuchiwała się młodzież z Zespołu Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich w Kaliszu z opiekunem Małgorzatą Piwowarczyk-Szafirowicz oraz uczniowie Zespołu Szkół Ekonomicznych w Kaliszu z opiekunem ks. Łukaszem Smugiem. Obecni byli także sympatycy kaliskiego archiwum m. in.: senator Witold Sitarz, prezes Stowarzyszenia im. H. Sutarzewicz w Kaliszu Elżbieta Stadtmüller; działacz "Solidarności" i przewodniczący Koła Historycznego im. gen. Stefana "Grota" Roweckiego w Ostrowie Wlkp. Jerzy Sówka; bohater wcześniejszej edycji cyklu Edward Grzeliński.

Dr Grażyna Schlender powitała wszystkich i tytułem wstępu nawiązała do znaczenia tytułu cyklu, który został zaczerpnięty z książki o. Stefana Dzierżka. Publikacja pt. "Gdy odwaga kosztowała" ukazała się w 1991 r. Opisuje perypetie jezuity z władzą komunistyczną, a także represje jakim go poddano. Ponieważ zbliża się dzień Wszystkich Świętych to dobra pora by przypomnieć sylwetkę tego jezuity. O. Stefan Dzierżek w latach 70. XX w. organizował na terenie klasztoru o. jezuitów spotkania dla kaliskiej opozycji demokratycznej. Spotkaniom tym przyświecało hasło "Żadnych flirtów z komuną". Jako jedyny ksiądz odważył się odprawić mszę świętą za strajkujących w "Winiarach" na terenie zakładu we wrześniu 1980 r. Wkrótce po wprowadzeniu stanu wojennego o. Dzierżek założył w Kaliszu oddział Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom. Dzięki temu organizował fundusze dla rodzin represjonowanych działaczy "Solidarności". Wszyscy pamiętamy jego bożonarodzeniowe żłobki, które miały akcent polityczny. Po tym SB miała go za jednego z 10 najgroźniejszych jezuitów w Polsce. Sąd Rejonowy w Łodzi skazał go na 1 rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Następnie Kolegium ds. Wykroczeń skazało tego 70-letniego zakonnika na 2 miesiące aresztu. 2 tygodnie spędził w Zakładzie Karnym w Strzelinie.

Dyrektor APK nakreśliła sylwetki bohaterów dnia. Zdzisław Małecki zawodowo był związany z kaliskim "Runotexem". Współorganizował tam struktury zakładowe "Solidarności". W MKZ kierował działem poligrafii, później w ZR był szefem drukarni. Współpracował na co dzień z nieżyjącymi już Januszem Pietkiewiczem i Markiem Brelińskim. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. ZOMO i Milicja Obywatelska wpadły do jego domu i zabrano go do drukarni Zarządu Regionu, potem do siedziby samego Zarządu Regionu, a w końcu na komendę MO na ul. Jasną w Kaliszu. 14 grudnia 1981 r. Zdzisław Małecki brał udział w akcji przeniesienia dokumentów i pieniędzy z siedziby ZR do zakonu oo. jezuitów w Kaliszu. 16 grudnia został internowany w Ośrodku Odosobnienia w Ostrowie, później w Głogowie. Do domu wrócił w lutym 1982 r. Wkrótce zmuszono go do emigracji politycznej i 22 października 1983 r. wyjechał do Australii. Do Polski wrócił w 2008 r.

Henryk Piwowarczyk był aktywnym członkiem strajku w kaliskich "Winiarach". Tworzył najpierw Komisję Zakładową, później Międzyzakładowy Komitet Założycielski w Kaliszu. Był, podobnie jak Zdzisław Małecki, delegatem na I Walny Zjazd Delegatów województwa kaliskiego, pełnił funkcję sekretarza Zarządu Regionu. Razem z Mieczysławem Walczykiewiczem i Bogusławem Śliwą współtworzył "Solidarność" Rolników Indywidualnych w województwie kaliskim. W 1981 r. był jednym z założycieli Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania w Kaliszu. Od momentu zatrzymania, przebywał w niewoli przez rok - kolejno w Ośrodku Odosobnienia w Ostrowie, Głogowie, Gębarzewie i Kwidzynie. 13 sierpnia 1982 został ciężko pobity przez ZOMO, 15 sierpnia pisał w tej sprawie pismo do Ministerstwa Sprawiedliwości. Uczestniczył w głodówce, na skutek pobicia przebywał 4 tygodnie w szpitalu w Prabutach. Zwolniono go 11 grudnia 1982 r. Stracił pracę. Działał nadal na rzecz opozycji. Udostępnił swoje mieszkanie w Słupcy na potrzeby spotkania, które dało początek Międzyregionalnej Komisji Koordynacyjnej Kalisz - Konin - Sieradz, wydającej pismo "Nasza Solidarność".

Zdzisław Małecki rozpoczął swoją opowieść od stwierdzenia, że nic nie wskazywało na to, by władza komunistyczna aż tak chciała wyportkować strajkujących. Pracowników "Runotexu" zaczęto straszyć obciążeniem kosztami przestoju w pracy. Pietkiewicz i Śliwa pomogli nam wyjść z załamania. Wieczorem strajk się zakończył. Doszło do porozumienia z dyrekcją. Dostaliśmy podwyżki. Nie mogliśmy teraz tak tego zostawić - wspominał Zdzisław Małecki. Znalazły się chętne osoby do zawiązania w Kaliszu MKZ. Z inicjatywy Zdzisława Małeckiego do działań w "Runotexie" wciągnięto nie tylko pracowników produkcyjnych, ale także administracyjnych. Pomocą służył tutaj Andrzej Orczykowski, z którym udano się do wrocławskiego MKZ. Dzięki tym kontaktom struktury międzyzakładowe powstały także w Kaliszu. Nie przespaliśmy momentu - sens naszego strajku był głębszy niż tylko pieniądze… Zdzisław Małecki wyjaśnił, że był jedynym przedstawicielem "S" obecnym przy rewizji siedziby Zarządu Regionu. Kazano mu podpisać pismo, że był obecny przy całym przeszukaniu, ale nie było go tam od początku. Gdy przybył, ZOMO już było na miejscu. Pojawił się tam także płk Skoczek z pistoletem. Sprawa wydawała się więc poważna.

Na drugi dzień Zdzisław Małecki otrzymał klucze od drukarni ZR i usłyszał, że jest za nią odpowiedzialny. Być może chodziło o to, by go obserwować. 14 grudnia 1981 r. razem z Markiem Brelińskim i Januszem Pietkiewiczem zadecydował, by dokumenty oraz pieniądze pozostawione w siedzibie ZR przenieść do zakonu oo. jezuitów. Podzielono się na grupy i sukcesywnie wynoszono materiały w małych torbach i plecakach. Był to ostatni moment na jakiekolwiek działanie. Jezuita przy furcie był wystraszony… Powiedziałem mu, że o. Dzierżek o wszystkim wie. Poza tym wynosząc materiały zagrałem va bank. Wyszły przepisy nakazujące zwrot radiotelefonów. Wziąłem jeden i poszedłem z nim na komendę MO. Oddałem go i otrzymałem w zamian glejt. Każda z osób wynosząca dokumenty miała ze sobą radiotelefon - niby do oddania.

Henryk Piwowarczyk odniósł się do strajku w "Winiarach". Przyznał, że na początku chodziło o pieniądze i lepsze warunki pracy, ale tego nie można było nie wykorzystać także politycznie. W zakładzie powstał Komitet Strajkowy, w którym każdy miał inną funkcję. Zakład był obstawiony. Alkohol odbierano i deponowano. Zdarzyło się raz, że nakryto człowieka, który usiłować zbić młotkiem beczkę z kwasem solnym. Henryk Piwowarczyk z ironią w głosie wspomina: Ten człowiek pomylił zakłady pracy! Okazało się później, że był zatrudniony na Jasnej, a jak wiemy na Jasnej mieściła się Komenda Milicji Obywatelskiej. Musieliśmy oddać go kolegom. Takich sytuacji, kiedy chciano ukazać strajkujących w złym świetle było więcej. Dlatego zdecydowano się na wydanie ulotek do mieszkańców Kalisza. Pracownicy mieli kontakt z rodzinami, wiedzieli, że media manipulują informacjami. Strajk trwał 10 dni. Henryk Piwowarczyk przyznał, że wszystkiego dopiero się uczył. Nie miał doświadczenia, najchętniej rzucałby radykalne hasła, a tak nie wolno było wówczas postępować. Milicjanci przyszli po niego o godz. 23 w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. Zapytali: Skuć Pana, czy będzie Pan uciekać? Przesłuchiwano go krótko na ul. Jasnej, po czym przewieziono do Ośrodka Odosobnienia do Ostrowa. Tam trafił do celi z wybitym bądź otwartym oknem - gdy się obudził, miał ramiona pokryte śniegiem. W samotności przesiedział tydzień. Potem dołączył do niego Mikołaj Malec, były oficer AK. Wszyscy myśleli: Skoro już takich zamykają - jest naprawdę źle. Z celi słyszał przemówienie gen. Jaruzelskiego oraz wielokrotnie powtarzane jego nazwisko… Pojawiało się w towarzystwie Jacka Kuronia, Leszka Moczulskiego. Henryk Piwowarczyk należał do kaliskiej "ekstremy". Przed świętami wywieziono go. Trafił najpierw do Głogowa, a potem do Gębarzewa. Wspominał, że akurat latem 1982 r. rozpoczynały się mistrzostwa świata w piłce nożnej. Domagając się możliwości śledzenia transmisji telewizyjnej więźniowie wybili drzwi z celi metalowymi częściami z rozebranych łóżek. Następnie Henryka Piwowarczyka przewieziono do Kwidzyna, gdzie uczestniczył w krwawej pacyfikacji obozu 13 sierpnia 1982 r. Więźniów było ponad 150. Zdarzyło się, że jednej niedzieli szef więzienia zezwolił na widzenia na świeżym powietrzu - był w końcu gorący sierpień. Kolejnej niedzieli widzenia były ograniczone, skorzystało z nich tylko kilka osób i to w małej sali. To spowodowało rozruchy. Ściągnięto posiłki z Iławy oraz zastępy straży pożarnej do polewania więźniów wodą. Nasze rodziny oczekiwały na wzgórzu toru do motorcrossu. Widziały kolejne nadjeżdżające posiłki i kazały nam uciekać. Jeden z więźniów wydłubał dziurę w siatce do strefy administracyjnej. Wkrótce obóz spacyfikowano. Więźniowie byli pałowani w korytarzu, po którym chodzili boso po szkle z rozbitych butelek po środku do mycia posadzki. Pomocy lekarskiej nie było. Czerwony Krzyż zareagował po 2, może 3 dniach.

Z sali padły pytania do bohaterów spotkania. Obecnych interesowało zwłaszcza, co czuli w momencie internowania. Panowie zgodnie stwierdzili, że w tym trudnym momencie nie myśleli o sobie, ale o swoich rodzinach. Chcieli jak najszybciej być w domu. Pośród więźniów byli tacy, którzy wprowadzali atmosferę niepokoju - uczyli się np. w jaki sposób należy kopać ziemiankę. Inni z bólem na ustach wołali na swoich oprawców: Gestapo!

Panowie sami zastanawiali się, co z ich dawnej działalności zostało przekazane młodym pokoleniom. W sali była obecna uczennica Gimnazjum w Opatówku Katarzyna Szafirowicz, która wzięła niedawno udział w konkursie wojewódzkim "Losy bliskich i dalekich w latach 1914-1989". Katarzyna spisała historię Henryka Piwowarczyka i zatytułowała ją "Internowanie nie złamało mnie ani trochę". Jej praca zdobyła wyróżnienie w tym konkursie. To świadczy o tym, że najnowsza historia Polski potrafi zaciekawić młode pokolenie i tą ciekawość należy odpowiednio wykorzystać.

Dalsze rozmowy i wspomnienia toczyły się już w kuluarach. Niektórym udało się odnowić kontakty z dawno niewidzianymi znajomymi, inni nawiązali przy okazji nowe relacje. Archiwum Państwowe w Kaliszu będzie kontynuowało ten niezwykle ciekawy cykl.